Według mnie Sherlock nie przypadkowo wybrał na spotkanie dach budynku szpitala. Domyślał się po rozmowie przy herbacie że Moriarty będzie dążył do jego upadku, zarówno społecznego jak i dosłownego. Przewidując że skoczy z budynku spotkał się wcześniej z Molly którą zapewne poprosił o pomoc przy zamianie ciał w szpitalu do którego trafił zaraz po upadku. Oczywiście nasuwa się pytanie jak obliczył prawdopodobieństwo przeżycia upadku... Myśle że coś się stało w momencie gdy Sherlock poprosił Moriartiego o chwilę dla siebie i byli odwróceni do siebie plecami... A jak Wam się wydaje? Jakie macie teorie na przeżycie Sherlocka? Zapraszam do dyskusji :)
Twoje wyjaśnienie brzmi logicznie i moja wyobraźnia przestaje szaleć :D
Co do klonów - naprawdę tak jest. Ich "klonowatość" polega na tym, że posiadają geny identyczne jak "oryginał", w przeciwieństwie do normalnego potomka, w którym następuje mieszanka genów dwojga rodziców. Zresztą, technologia tak naprawdę bez przyszłości, bo to różnorodność genetyczna chroni nas przed wadami genetycznymi (jak z kserem - każda kolejna kopia jest trochę gorsza, co innego, kiedy drukujesz nową rzecz).
Broń nas Panie przed jakimiś klonami! Jeżeli autorzy przyjmą taką wersję, to jeszcze się okaże, że głównym oponentem w trzecim sezonie będzie super-klon Moriarty'ego, z którym będzie walczyć kilku Sherlocków :P
Sam jestem ciekawy jak autorzy obmyślili upadek SH, ale z drugiej strony najważniejsza jest informacja, że przeżył, jak w książce. Jak? Kwestia drugorzędna. Oby nie przekombinowali pokazując to. W sumie zakończenie S02E03 mogłoby kończyć całą serię :) Jednak szkoda moim zdaniem, że nie zrobiono w tych sezonach, z Moriartym, więcej historii.
Nie, to właśnie JAK jest kluczowym pytaniem - przecież wszyscy, którzy chociaż zajrzeli do książek, wiedzieli, że Holmes będzie udawał własną śmierć. Pytanie brzmiało, jak to zrobi, a po tym, co zafundowali nam twórcy, ciekawe, w jaki sposób to wyjaśnią...
Skąd wiemy, że nie I Owe You? Czy Moriarty nie mówił "Jestem ci dłużny upadek"? Jasne, że to dług, którego spłaty nikt by się nie domagał, ale to Jim i jego pokręcone słówka... Czy ktoś oficjalnie zdementował tę wersję?
''Osoba, ktorej poczynania śledzimy w odcinku trzecim, nie jest wiec prawdziwym Sherlockiem, tylko jego klonem ''
Co wy ćpacie ludzie?!? To bardziej absurdalne niż teorie z pierwszych postów. Myślisz, że przez kilka h wychodował dojrzałego klona? Pewnie zaraz powiesz, że od dawna to planował. Nawet największy geniusz, nie mogłby przewidzieć tej sytuacji ze skokiem kilka miesięcy przed. Zatem ogarnij się i nie siej tak szalonych, a raczej głupich teorii.
Oglądałam dzisiaj jeszcze raz drugi odcinek drugiej serii i zastanowiło mnie jedno - Sherlock negocjuje z Mycroftem i dostaje dwadzieścia cztery godziny dostępu do diabelnie tajnego Baskerville, a pod koniec tego samego odcinka wypuszczają Jima Moriartiego, od którego nie mogą nic wyciągnąć. Przypadek? Czy może pomoc przy Moriartym była ceną za umożliwienie dostępu?
Pomyślcie, Sherlock, kiedy tego potrzebował, korzystał z pomocy brata, przykład widzieliśmy w "Psie" - ale w następnym odcinku nie zgodził się na to, chociaż primo: zatuszowanie sprawy i związanie rąk policji byłoby dla Mycrofta banałem, secundo: tym bardziej bez problemu powstrzymałby prasę, zastraszając i/lub uciszając dziennikarkę. Nie takie rzeczy już robił. Wniosek z tego - obaj bracia wiedzieli doskonale, co się dzieje, natomiast Jim, jak Irene, bawił się zbyt dobrze. Zatem Mycroft wie i pomagał w ukartowaniu śmierci Sherlocka, a sama śmierć miała uśpić czujność ludzi z siatki Moriartiego. Rozgłos, jaki otaczał ostatnio naszego detektywa, na pewno zaczął mu utrudniać pracę. Odcinając się od ludzi z Baker Street i Lestrada zabezpieczył się przed potencjalnym szantażem - stąd "Samotność mnie chroni" - ponieważ to Sherlock ma tu rację, nie John. Dlatego też John nie mógł o niczym wiedzieć, to sprawia, że i on i Sherlock są bezpieczniejsi.
Serial genialny, teorii spiskowych pod koniec wiele, bo jak wiadomo, Sherlock śmierć upozorował, ale jednak czuję tak czy inaczej niedosyt, bo ta cała akcja z Moriatym za szybko się potoczyła. Powinien być chociaż 1 sezon więcej takich luźnych zagadek jak z sezonu pierwszego, dopiero przy 3,4 ta cała akcja z Moriatym, smiercią, a wisienką na torcie byłby sezon 5.
He, he, niezły plan i jestem za. Mam wrażenie, że twórcy są niecierpliwi, chcą jak najszybciej "odhaczyć" śmierć Sherlocka, a dopiero potem na spokojnie zająć się resztą materiału. Z tą kinową wersją jest chyba tak samo... Boimy się śmierci?
A swoją drogą - mam dziwne wrażenie, że komuś tu się nie chciało czytać siedmiu stron teorii spiskowych, a zależało jedynie na podzieleniu się swoją opinią, trafna dedukcja?
A i owszem, Lianno Holmes, przynajmniej w jakiejś części.
Co do teorii, które już z grubsza przejrzałem, to ta z klonem jest najmniej prawdopodobna. No i głupia; to byłaby przesada. Najbardziej odpowiada mi wersja z podłożeniem ciała, chociaż jest też kilka "ale". Scena, gdzie Sherlock prosi o pomoc, zakochaną w nim koleżankę z kostnicy jest wyraźnie zaakcentowana, czyli może służyć jako: a) naprowadzenie nas do rozwiązania zagadki, b) całkowicie na odwrót. Tak więcej blef. Ponownie. Drugim "ale" jest fakt, że Watson rozpoznałby Holmesa; jak nie zaraz po zdarzeniu, to w kostnicy. No, chyba, że go od razu włożyli do trumny i zakopali?
A dlaczego miałby rozpoznawać Sherlocka w kostnicy? To mógłby zrobić np.: Mycroft.
Słuszna uwaga - tuż po skoku Sherlocka John był w szoku, więc mógł go nie rozpoznać, identyfikację ciała potwierdzał Mycroft, a na pogrzebie trumna była zamknięta pod pretekstem, że twarz jest poharatana - z czego by wynikało, że Mycroft rzeczywiście wiedział.
Co masz na myśli pisząc: "Może pomoc przy Moriartym była ceną za umożliwienie dostępu?".
Mycroft załatwił Sherlockowi dostęp do tajnego Baskerville, za drugim razem, jak już nie mogli użyć przepustki BEZ jego wiedzy. Sherlock mówił, że tyle "wynegocjował". Tymczasem, jak wiemy, Mycroft i jego ludzie próbowali wyciągnąć coś z Moriartiego - może chodziło nawet bardziej o jego powiązania (gość ma pewnie informacje o większości, jeśli nie wszystkich organizacjach przestępczych świata, a w końcu kwestia kodu wynikła dopiero po włamaniach). Nic im z tego nie wychodziło i okazało się, że być może wypuszczenie drania będzie znacznie bardziej opłacalne. Tyle tylko, że wiadomo było (choćby z grafiti w kiciu) że jak tylko Jim wyjdzie, to weźmie się za Sherlocka. Więc Mycroft zaproponował bratu: Proszę, możesz używać mojej przepustki, ale w zamian za to ja wypuszczę twojego największego wroga, a ty wydobędziesz od niego tyle informacji, ile zdołasz, a potem znikniesz z życia publicznego i wyśledzisz dla mnie ludzi powiązanych z Pająkiem.
Muszę przyznać, że to całkiem prawdopodobna wersja zdarzeń. Dałaś mi do myślenia. Będąc na dachu Sherlock nagrywa Jima, a potem zostawia telefon z zapisem rozmowy, która nie tylko obnaża spisek Moriarty'ego dotyczący osoby Sherlocka i wyimaginowanego Richarda Brooka, ale przede wszystkim zawiera informację o tym, że KOD NIE ISTNIEJE, a to jest tak dla opinii publicznej jak i dla samego Mycrofta największa jej wartość.
Ja mam trochę krzywy pomysł, ale o dziwo nigdzie jeszcze się nie pojawił, a dziwniejsze już były. http://www.youtube.com/watch?v=71lP5TG7-zM&feature=plcp
Nie wiem, nie czytałem wszystkich postów, więc możliwe, że to będzie powtórka jakiegoś. Postaram się ogarnąć kilka rzeczy.
* zgadzam się, że miała w tym udział słodka Molly (to bezsprzecznie),
* uważam również, że Sherlock spadł do śmietnika, który to śmietnik podstawiono najpewniej, kiedy Sherlock poprosił o chwilę dla siebie [ zauważcie, że Moriarty stoi tyłem i nie widzi, co dzieje się na dole],
* co do ciała... o ile pamiętam, Irene Adler też sfingowała swoją śmierć [ nawet Sherlock się pomylił, rozpoznając jej ciało],
* badanie pulsu przez Watsona - John był wtedy w ogromnym szoku, trafiony dodatkowo przez rowerzystę [co również nie jest pewnie nieprzypadkowe], więc nie dziwmy się, że nie zwrócił uwagi na to, że ciało jest zimne itd,
* istnieje także cień szansy, że on spadł do kosza na śmieci, przeniósł się na ziemię po czym zażył jakąś truciznę [ Hannibal Smith to samo zrobił w Drużynie A], która czasowo zatrzymała akcję serca
Coś znalazłam na ten temat http://www.youtube.com/watch?v=J0Hu2BSHiAg&feature=watch-vrec
Znalazłem jeszcze jeden filmik na youtube (ruski ale są napisy angielskie), nie sprawdziłem wszystkich stron dyskusji, być może już był (na pewno nie na pierwszej ani ostatniej ;)).
Tam zwracają uwagę na to, że spadał z dachu w pozycji prawie pionowej a upadł na ziemię prawie że bokiem, w pozycji poziomej – co sugeruje, że ciało zostało podłożone. Być może Sherlock spadł właśnie na śmieciarkę (bo po co by stała na przystanku autobusowym i akurat odjeżdżała zaraz po skoku?) a na ziemię trafiło inne ciało. Tylko że wtedy odpada trick z piłeczką do squasha. Z drugiej strony Irene Adler potrafiła oszukać wszystkich swoją śmiercią, Moriarty zapewne straszył dzieci w masce Sherlocka, a Molly była SH potrzebna, więc… więc jakiego to szczegółu wciąż nie widzimy, wg reżyserów? :l
Moim zdaniem Sherlock wymyślił to jak przezyć kiedy był na dachu,ponieważ gdy Moriaty się zabił, był wyraźnie zdesperowany.Chyba nie udawałby dla trupa.
Może dla obserwatorów, czyli ludzi Moriartyego? Nie wierzę, że w ciągu 5 minut wymyślił wszystko, za duży poziom ryzyka. Może nie zdążył wyciągnąć wszystkich informacji dla brata? No dobra, tym by się NIE przejął... W każdym razie jest to kwestia, nad którą można się zastanawiać.
Tu jest teoria, która bardzo zgrabnie wyjaśnia, jak Sherlock udawał trupa po upadku (choć nie to, jak przeżył ten upadek).
http://melissmine.tumblr.com/post/16219397294/how-sherlock-faked-his-death
Ta teoria jest bardo, bardzo interesująca. I wiele wyjaśnia. Kurcze, to jest naprawdę dobre. I nikt wcześniej na to nie wpadł. W połączenie z Mycroftem daje spójną całość co się stało do chwili upadku i tuż po nim. Ale nadal nie wiemy JAK ON DO CHOLERY PRZEŻYŁ. I chyba dowiemy się dopiero jesienią.
Ta teoria jest boska XD Ale przyznaję, że pomysł z tym pulsem - i ściskaniem ręki - warty uwagi, bo rzeczywiście akurat do tego i do rododendrona chyba jeszcze się nikt nie przyczepił...
No nieźle... bardzo ciekawa teoria i wcale nie niemożliwa. Zagłębiając się w to i starając się zrozumieć postępowanie jednego i drugiego strasznie zdążyłem stęsknić się za Sherlockiem i jego umysłem. Gdyby to okazała się prawda to czapki z głów, przynajmniej połowiczne za wytłumaczenie jak sfake'ował trupa.
Ciekawe, że pomysł zastosowania trucizny z rododendrona do sfingowania własnej śmierci został wykorzystany w filmie z Downeyem Jr (tam nieboszczyka udawał Blackwood).
Obejrzałam scenę na dachu jeszcze raz i to, że Moriarty przygląda się oczom Sherlocka w chwilę przed tym jak stwierdza, że jednak jest mu równy, jest tak ewidentne, że według mnie innego wyjaśnienia nie ma.
Co do upadku, to pewnie teoria, że spadł na śmieciarkę i się od niej odbił, czy coś w tym klimacie, okaże się prawdziwa. Może wolałabym coś bardziej eleganckiego i wymyślnego, ale skoro skuteczne, to czemu nie;) Faktem jest, że Sherlock kazał Watsonowi stanąć w takim miejscu, żeby niższy budynek uniemożliwiał mu zobaczenie samego momentu uderzenia o ziemię. Potem jeszcze raz powtórzył, żeby został dokładnie tam gdzie stał. A potem rowerzysta, niewątpliwie podstawiony, stuknął Watsona, żeby ten w oszołomieniu nie zauważył niczego podejrzanego, nie wyczuł bardzo słabego pulsu Sherlocka. Słabym punktem tej teorii jest to, że musiałby skoczyć w momencie, kiedy na ulicy nikogo nie było.
Tak sobie myślę czy w tym, że John nie rozpoznał ciała mogła brać udział ta substancja z psa Baskervillów? Skoro zobaczył psa, którego nie było to tym bardziej mógłby zobaczyć Shelocka w, jeśli tak zakładamy, podłożonym ciele... Z resztą wtedy można pójść dalej i stwierdzić, że w ogole nie było żadnego skoku, ale ilość gapiów i przechodniów chyba jednak troszkę zbyt duża. W każdym razie wtedy już tylko Molly, która umiejętnie załatwia wszystko w kostnicy. Chociaż i tak, co z upadkiem?
Od razu dodam, że nie wiem, bo nie czytałam, czy ktoś już tak nie pomyślał, a kto inny tego zgrabnie nie obalił :)
Jak dla mnie podejrzane są oczy Sherlocka. Odkąd wszedł na dach miał już zwężone źrenice nawet gdy patrzył w dół. A pamiętajmy roślinka którą rozpoznał co robi w dużych ilościach??? Może wywołać coś podobnego do zatrzymania pulsu (tego użyto w filmie Sherlock Holmes z 2009).
Aczkolwiek jeśli chodzi o upadek to trudno musi być kierować ciałem tak by odbić się od śmieciarki więc tu ja stoje pod znakiem zapytania.
I jeszcze to że żaden człowiek nie podbiegał gdy stał na krawędzi anie nie krzyczał gdy Sherlock spadał. I skąd tak szybko ci lekarze w około 13 sekund ktoś wbiegł do szpitala i zawołał lekarzy, którzy tak szybko przybyli hymm trochę wymuszone no nie ? A widzicie gdzieś miejsce tak w ogóle skąd ta krew płynie bo ta duża plama nie sieknie zbytnio.
Resztę pozostawiam wam bo tyle co wykombinowałam :)
Kiedy Sherlock stał na krawędzi dachu, nikt nie krzyczał, bo nikt tego nie zauważył, albo nie uznał za słuszne zwrócić uwagę - ja też nie krzyczę na widok każdego stojącego na krawędzi dachu człowieka, bo większość z nich wcale nie zamierza popełniać samobójstwa. W dodatku ten budynek jest na tyle wysoki, że ludzie bezpośrednio pod nim nie widzieli Sherlocka, zwłaszcza, że ludzie rzadko patrzą w niebo. Prawdziwi samobójcy często krzyczą, żeby zostać zauważonymi.
Natomiast jak już leciał, to była duża szansa, że przez pięć pięter któryś lekarz go zauważy. Zamieszanie na dole chwilę trwało, lekarze pojawili się po Johnie, który zdążył zostać potrącony przez rower i zebrać ostrość - nie wydaje mi się, żeby było w tym coś dziwnego.
Hmm nie czytalem wszytkiego bo tego za duzo ale mam pewna swoja mysl a mianowicie:
-Pewne jest ze poprosil Molly o pomoc(wg. mnie poprosil ja o podstawienie jakiegos trupa)
-Sherlock spada na ciezarowke i bez problemu ucieka
-Podstawiony rowerzysta potraca Watsona by nie zauwarzyl momentu upadku
-Watson go rozpoznaje jako Sherlocka gdyz jest jeszcze pod wplywem HOUND
-Sprawdzal puls nieboszczyka a wiec ... ;)
To tyle z mojej strony ale co tak naprawde sie stalo mysle ze zobaczymy juz niebawem.
Pozdro
Ta ciężarówka/śmieciarka ma jeden podstawowy błąd. Z naszej perspektywy, ok, ale jeden człowiek Moriartiego patrzący z boku i wszystko jak krew w piach. To jest zbyt... widowiskowe.
Dobra, pewnie się powtórzę, ale coś mi przyszło do głowy zanim przeczytałam wszystkie posty.
Myślę, że nie dojdziemy prawdy, bo nie myślimy właściwie. To znaczy, nie wiek jak reszta, ale sposoby w jakie Sherlock dochodził do wniosków, mnie by nie przyszły do głowy. Ot, to, że kiedy Irene go uwodziła, on jej mierzył puls. Na litość, kto tak robi? Ktoś kto myśli jak on. A jak on, myśli niewielu, może nikt z nas. Tak myśli z pewnością jedna osoba (może nie dokładnie tak, ale podobnie) Mycroft.
Spróbujmy spojrzeć na to z innej strony. Załóżmy, że nie znamy zakończenia. Załóżmy, że nikt z nas nie zna dzieł ADC. Nie wiemy nic o kolejnym sezonie, a Sherlock nie pokazuje się na końcu.
Albo niech będzie, niech się pokaże. Ale my jesteśmy cholernie pewni, że nie żyje. Ale dla pewność, przyjmijmy, że się nie pokazuje. Wiemy tyle co John. No, niewiele więcej.
A teraz, kto, wbrew oczywistym faktom (skoczy. sekundę wcześniej gadał z Watsonem przez telefon, to on był na dachu, John widział ciało, zbadał je... itp.) Kto się zgłasza wysnuć teorie czysto spiskową "hej, może on żyje? Come on, to Sherlock, coś wymyślił!"
Co nie jest głupie, biorąc pod uwagę to co zrobił na koniec 1 odc. sezonu 2.
Więc, co taki ktoś, szaleńczo z miłości do postaci, łapie się nadziei, że to było ukartowane, ma na poparcie swojej teorii? Z tej strony, nie od strony "Przecież on przeżył, pytanie jak" ale od "nie żyje. Cholera, to niemożliwe!"
Molly. To oczywiste, coś wie, coś miała z tym wspólnego, cokolwiek. Prosił ją o pomoc a żadnej pomocy nie pokazali. Po za tym, kto by najbardziej rozpaczał po śmierci Sherlocka? Nie licząc pani Hudson i Johna? Molly. A nawet tego nie pokazali. Wiem, Lestradea też nie pokazali, ale to też wydaje mi się dziwne. Dlaczego akurat on? Tak czy siak, Molly miała w tym udział. To mocny argument dla naszej spiskowej teorii.
Dalej mamy Myrofta, który ot tak wypuszcza szalonego przestępce. Już to widzę. Prędzej wiedząc jaką,... swoistą słabość ma Moriarty do Sherlocka, wmanewrowałby w to jego.
Zastanawia mnie jedno... Czy Sherlock był autentycznie w szoku, gdy Jim się "zastrzelił", czy była to gra?
I jeszcze jedno. To gdzieś tam jest, ta podpowiedź, ta wskazówka, to o czym mowa przez cały czas, a my krążymy wokół tego, ale to pomijamy. Jak naczelny objaw w Housie. A rozwiązanie musi być łatwe, chociaż dziwne. I jestem prawie pewna, że to jest w tym odc. Co więc zauważyliśmy w naszym szaleństwie wypatrywania "czegoś"? Załóżmy, że owo coś, jak i to nietypowe zachowanie Sherlocka, to dwie zupełnie inne, siłą rzeczy związane ze sobą kwestie. Co to może być? Coś wspólnego z tytułem odcinka? Wobec kogo, czego najbardziej prawdopodobne jest to dziwne zachowanie? John? Molly, Mycroft, Moriarty?
Jeszcze jedno. To byli ludzie Moriartiego. Prawdziwego geniusza... Musiał oszukać jego jego ludzi, Johna... prawdopodobnie wszystkich, którym coś zagrażało. Ale reszta? Ci, którymi Moriarty się nie interesował, byli bezpieczni. A więc Molly i Mycroft. Molly była omawiana, starszy Holmes. Jedyna osoba zdolna myśleć w taki stopniu, jak Sherlock. Jasne, że wie. Nie ważne,czy brat mu powiedział, czy nie. myślę, że po prostu wie. I może wiedział co robi, wypuszczając psychopatę na świat. Może. Może on jest kluczem?
A może klucza nie ma, jak nie było klucza do otworzenia każdych drzwi na świecie?
Wszystko to pięknie, ale niestety do ujęcia w trzech podstawowych słowach, które już tu padały:
- Molly wie (to raczej oczywiste)
- Mycroft wie (zdania podzielone, ale to dość powszechna teoria)
- Technicznie rzecz biorąc, nie wiemy, jak przeżył.
A to właśnie o sam moment upadku chodzi najbardziej. Natomiast sugestia, żeby spojrzeć na to od strony "nie czytaliśmy Wielkiej gry" pozwoliła mi wymyślić całkiem paskudną teorię. Otóż my wszyscy WIEMY że Sherlock żyje i że to on był na cmentarzu. A co, jeśli nie mamy racji? Co, jeśli Sherlock NAPRAWDĘ umarł u stóp szpitala św. Bartłomieja, a na cmentarzu znajdował się Mycroft w przebraniu? Mycroft, który ściga teraz ludzi Pająka, a nie może pozwolić, by dowiedzieli się, z kim naprawdę mają do czynienia (poza tym działa czynnik psychologiczny - "jak on przeżył?")?
Wydaje mi się, że bardzo prawdopodobne jest to, iż ciało Sherlocka było tak samo podrobione jak te z Boeinga 747 w "Skandalu z Belgravii"
nie wiem, czy w komentarzach (a jest 381) była wspomniana teoria dotyczącej rozmowy sherlocka i watsona. Jeśli się powtórzę, to z góry przepraszam;-) Watson wysiada z taksówki i zmierza w kierunku budynku, gdzie jest sherlock, ale ten każe mu zawrócić (zaplanowane). Czemu Mu polecił- bo nie chciał, żeby przyjaciel widział całego budynku, więc kazał mu stanąć przed innym, niższym (który zasłonił dolną połowę obiektu). Sherlock kazał mu pilnie go obserwować, ale i tak watson nie mógł zobaczyć "całego upadku" (czyli "zderzenia z chodnikiem), bo niższy budynek (parterowy) uniemożliwił mu to.
Nie zapominajmy, że Sh domyślał, się, że doktor jest "na muszce". Nie chciał, żeby widział jego plan, ponieważ pewnie od razu by pobiegł do "żywego", skrywającego się gdzieś przyjaciela, a nie do podłożonego trupa. Watson musiał uwierzyć, że Sherlock popełnił samobójstwo, by żyć.
Nie rozumiem jednak tego zwlekania. Skoro doktor, gospodyni i policjant byli już bezpieczni, to dlaczego Sherlock nie chciał ujawnić się CHOCIAŻ Watsonowi na cmentarzu. - No chyba, że lubi mieć bardzo, ale to bardzo spektakularne wejście i woli upewnić się, że przynajmniej! wrogowie od strony Pana Psychola zostali wyeliminowani :P
A mnie wciąż zastanawia jedna postać. Kim był mężczyzna, który wszedł do pomieszczenia, w którym na ścianach wypisane było SHERLOCK? Wydaje mi się, że to właśnie on w jakimś przebraniu itp. straszył porwane dzieciaki.
Jeżeli chodzi o śmierć SH, moim zdaniem Molly o wszystkim wiedziała, zaś starszy Holmes nie. Dlaczego po czytaniu gazety byłby tak zatroskany? (Nie płakał, bo pewnie duma mu na to nie pozwalała, albo był już pogodzony ze śmiercią Sherlocka). Skoro by o wszystkim wiedział, raczej śmiałby się z planu swojego brata.
Watson musiał uwierzyć, że Sherlock jest martwy, ponieważ SH nie dość, że bał się o życie przyjaciela, to obawiał się pustki, którą mógł po sobie pozostawić. Chciał, żeby Watson go znienawidził, żeby uwierzył, że wszystkie zbrodnie to jego sprawa - obłąkanego człowieka, który w końcu wpadł we własną pułapkę.
Nie czytałam wszystkich książek ACD, więc nie wiem, co się zdarzy. Nie zapominajmy jednak, że w tym serialu reżyserowie zaskakiwali nas już tyle razy, przekrętnie (i fantastycznie) interpretując ACD, że śmierć Sherlocka zostanie wyjaśniona w taki sposób, że szczęki nam opadną :D.
Aha, jeszcze Moriaty. Nie zastanawiało was ujęcie jego głowy i krwi po samobójczej śmierci. Czy w tej kałuży krwi nie powinno być, że tak powiem więcej odłamków czaszki, mózgu, flaczków ogólnie. Ktoś napisał, że być może strzelił sobie "ze ślepaka", a krew jest z pojemniczka, itp. On był psycholem, mógł się zabić, ALE CHYBA NIE MÓGŁBY PRZEGAPIĆ ŚMIERCI SH, przecież to była dla niego największa rozrywka. - No chyba uznał, że będzie po śmierci SH tak nudno, że tylko tym może go zmusić do skoku i obserwując go już z szatańskich odmętów, śmiał się ze swojej inteligencji?/głupoty?
Nie doczekam się 3 sezonu. :C
Tym mężczyzną był Moriarty, wypuszczony, ponieważ nie dało się z niego nic wyciągnąć. To wtedy poznał od Mycrofta szczegóły życia Sherlocka.
Co do tego, że odejście Sherlocka zostawiłoby pustkę w życiu Watsona - no halo, przecież I TAK zostawiło. Nic nie zostawia takiej pustki, jak śmierć. I nie, to, co Sherlock zrobił Watsonowi, nie było lepsze niż "wiesz, muszę się przez jakiś czas ukrywać". Tylko względy bezpieczeństwa i wiara w jakiś jego większy plan sprawiają, że można mu to wybaczyć.
Jeju, serio to był Moriarty? Muszę sobie jeszcze raz obejrzeć wszystkie odcinki :D Byłam przekonana, że to jakiś nowy czarny charakter.
Chodziło mi o to, że Sherlock myślał, że pewnie łatwiej będzie doktorowi go znienawidzić, niż cierpieć że odszedł. Hm, może miał nadzieje, że Watson naprawdę uwierzy w to, że on jest odpowiedzialny za wszystkie morderstwa i go po prostu znienawidzi. Watson okazał się jednak doskonałym przyjacielem i nawet Sherlockowi nie dał się okłamać :P I zamiast samego smutku po śmierci przyjaciela zostało mu jeszcze zmaganie się z tym wszystkim, z próbami odkrycia prawdy. Tym razem doskonały plan SH "troszkę" nie wypalił.
Ale już widzę zdziwioną twarz Watsona i ten mocny prawy sierpowy odbijający się od twarzy jego przyjaciela, gdy się w końcu spotkają xD
Oj tak, ja też to widzę xD Jeżeli Sherlock tak uważał, to wykazał (nie po raz pierwszy) że na emocjach zna się jak koza na grze w szachy...
Mija blisko rok od założenia tematu. Z tego miejsca chciałbym bardzo podziękować za zaangażowanie w temat. Przeczytałem wszystkie Wasze posty i teorii jest multum, jedne bardziej, drugie mniej prawdopodobne ale wszystkie mogą zawierać ziarnko prawdy. Obyśmy nie musieli długo czekać na rozwiązanie tej zagadki. Jestem ciekaw kto będzie najbliżej wyjaśnienia śmierci Sherlock'a...
Jestem świeżo po obejrzeniu ostatniego odcinka i trybiki w mózgu nie moga przestać pracować.
*Myślę, że ciężarówka z workami ze szpitala miała w tym wszystkim ważna rolę (odjeżdża zaraz po zajściu, każdy "normalny" kierowca pogapiłby się, nie ma co się oszukiwać)
*Odrzuciłam teorię, żezostało podrzucone ciało z kostnicy (1- było widać, że to Sherlock, 2- ciało byłoby lodowate, co wyczułby nawet skołowany Watson).
*Oczywiste jest, że Molly i brat Sherlocka sa wtajemniczeni
* W momencie zderzenia Watsona z rowerzysta na ulicy widać linie narysowana kreda (wyznaczone dokładne miejsce zderzenia najprawdopodobniej)
* "Zaprzyjaźnieni bezdomni" mogli być w to wmieszani (jako sztuczny tłum, mycroft mógł zamknać ulice i wpuścić tam tylko podstawionych ludzi którzy potwierdziliby fałszywa wersje wydarzeń, inni, normalni przechodnie napewno zauważyliby że Sherlock naprawdę nie uderzył o beton)
* Teoria z gumowa piłka pod pacha mnie przekonuje.....
I tak trop gumowej kulki poprowadził mnie do pewnej teorii, która jeszcze nigdzie nie padła.
Podpowiedzia, ktorej wg twórców nie widzimy sa moim zdaniem słowa Sherlocka żegnajacego się z Watsonem -"To wszystko to sztuczka. Magiczna sztuczka". I tu moje trybiki zaczęły bardziej pracować.... Sztuczka.... Magiczna sztuczka.... Iluzja.... Houdini :)
"Sztuczke z gumowa kulka" wymyślił.... Ponoć... właśnie Harry Houdini, który był przyjacielem... Arthura Conan Doyla (taki smaczek?).
Oprócz uwalniania się z kaftanów bezpieczeństwa, łańcuchów itp. skakał np. z mostu (i te skoki cudownie przeżywał).
Twórcy stwierdzili też, że Sherlock zrobił coś, co jest do niego nie podobne. Watpie, że chodzi o łzy bo widzieliśmy, że potrafi mieć emocje i to chyba zreszta za banalne. Sherlock nigdy się na nikim nie wzorował. Nigdy! On jest przecież WYJATKOWY.
Wg. mojej teorii rozkminił jakoś sztuczkę Houdiniego i ja odwzorował dostosowujac do swoich potrzeb i otoczenia. Jak? Dowiemy się pewnie dopiero jesienia :P
Może zbyt naciagana teoria ale coś czuję, że coś w tym może być. Co myślicie? :)
O, opcja z Houdinim brzmi całkiem prawdopodobnie... I to by w jakiś sposób pasowało do ogólnego podejścia twórców do świata. Oraz mielibyśmy fakt, na który jak dotąd chyba nikt nie zwrócił uwagi, a który wszyscy mają przed oczyma.
Zamknięcie ulicy mi nie pasuje, bo to trochę za duża ingerencja. Chociaż zakładając sposób myślenia magików, uwaga snajperów była skupiona na celach (a jednego na tym, czy Sherlock skacze) więc może mogli czegoś nie zauważyć.
Jeżeli ciężarówka odjechała, bo był na niej Sherlock, to Sherlock nie mógł leżeć na dole, a jeżeli się z niej zsunął, to po co odjeżdżała (co w sumie faktycznie jest dziwne)?
Co do Molly i Mycrofta - zgadzam się w stu procentach :)
Ale